Z końcem roku zwijam się do środka. Zamykam co mogę, co nie mogę odkładam. Zakrywam żaluzje. Gotuję, czytam, myślę, notuję, obumieram. Jak już dobrze się zwinę, to zakopuje niespełnione nadzieje i otwieram oczy na nowe pomysły. Ciągnie mnie w drogę. Wsiadam w pociąg i pozwalam sobie na sentymenty. Po kilku dniach mam już ochotę wszystko odciąć i zniszczyć, a potem w zimny grudniowy poranek o 6:00 rano…
Autor: dzikuska Page 1 of 2
Tak sobie zerkam wstecz czasami. Zerkam z niesmakiem, bo tak niewiele dobrego tam widzę. A do tego z roku na rok coś muszę stracić. Bezpowrotnie.

Człowiek jest z natury. Woda. Minerały. I czynnik duchowy, nazwijmy go… kosmicznym. Dlatego uważam, że człowiek powinien otaczać się tym, co naturalne. Inaczej cierpi.

Nie umiem jeszcze pisać ikon. Maluję. I byłam mocno zdziwiona, gdy pewnego dnia do mojego pokoju weszła delikatna dziewczyna i spytała, czy nie namaluje dla niej ikony. Poczułam się wyróżniona. I od razu zabrałam się do pracy. Ten obraz powstał na desce lipowej pokrytej 12 warstwami kazeiny z kredą. Powstawał długo, bez pośpiechu, przy dźwiękach chorałów gregoriańskich. Skończyłam przed Wielkanocą.
Mówi się, że wszystko przychodzi w swoim czasie. A ja teraz mam naprawdę bardzo dobry czas. Taki dokładnie pomiędzy młodym a starym.

Dostałam od przyjaciółki wydruki, zdjęcia reprodukcji i skany historycznych ikon. Pooglądałam, zrobiłam kilka szkiców, wzięłam pierwszą deskę, którą miałam i na surowo zabrałam się do kolejnej ikony. Malowałam ją 3 noce, szybko, łapczywie, jak głodny zwierz. Zaczynałam o 22:00 i kończyłam o świcie. Tak nie powstają ikony. Tak powstają obrazy ikon.